Pamiętam jak Tomasz Lis, zachwalając standardy dziennikarskie swojej ówczesnej stacji TVN, perorował, że w "Faktach" nie padło i nigdy nie padnie określenie "Ojciec Święty" bo byłoby to naruszenie zasady neutralności światopoglądowej mediów. Tłumaczył bardzo przekonywująco, że posługiwanie się w zastępstwie zwrotami "papież", "Jan Paweł II", jako niewartościującymi i niereligijnymi, świadczy o dochowaniu dziennikarskiej rzetelności i bezstronności.
Pamiętam dziesiątki artykułów w Gazecie Wyborczej, w których przekonywano nas nie tylko, że żyjemy w kraju wyznanionwym, ale wręcz że obecność religii w życiu społecznym i politycznym jest czymś dalece niepożądanym i należy ją ze sfery publicznej wyrugować. Z równie dużym przekonaniem Gazeta Wyborcza argumentowała o konieczności zmian w kościele katolickim, o jego wsteczności i skostniałości.
Jednocześnie Gazeta, czyniąca z siebie pochodnię oświecenia pośród mroków ksenofobii, antysemityzmu i katofaszyzmu, od lat prowadzi stałą rubrykę... religijną pt. "Arka Noego". Jest to zdumiewające z dwóch powodów. Po pierwsze dziennik ten wyraźnie nie akceptuje kościoła katolickiego w takiej formie w jakiej ośmiela się on funkcjonować. Po wtóre, Wyborcza w swoim rytualnym porównywaniu Polski do postępowego zachodu, krytykuje wszelką obecność ortodoksji katolickiej w życiu publicznym. Czyż to nie paradoks, że nasz narodowy nauczyciel postępowości i adwokat sekularyzacji, sam prowadzi katolicką ewangelizację? I, czy nie jest paradoksem że "neutralny światopoglądowo" TVN, który boi się określenia "Ojciec Święty" założył kanał religijny TVN Religia? Otóż, nie.
Kościół TVN-u i Agory ma być "kościołem otwartym". I tego nauczać nas chcą nasi postępowcy o komunistycznych korzeniach. A skoro już jesteśmy przy komunistach, to oni też mieli swoją Arkę Noego i swoją TVN Religię. Nazywała się ona PAX. Wówczas również monopoliści, z zasady wrodzy kościołowi, ustalali, którzy księża są "cacy" a którzy "be". "Be" był ksiądz Popiełuszko, biskup Kaczmarek (w nagonce na niego uczestniczył przedstawiciel "świeckiej inteligencji katolickiej" zarówno w PRL jak i w III RP, Tadeusz Mazowiecki) i wielu wielu innych, zaś "cacy" byli tzw. "księża patioci" w stu procentach dyspozycyjni wobec PZPR. Agora również ma swoich "księży patriotów": Obirka, Bartosia, Węcławskiego. Jedyna różnica polega na tym, że "księża patrioci" Agory tak mocno nas przekonywali, że nie warto się przesadnie upierać przy dogmatach wiary, że w pierwszej kolejności przekonali siebie, o czym świadczy zrzucenie przez nich sutanny, a nawet - jak w przypadku Węcławskiego - apostazja. Czy w latach komunizmu nie mieliśmy więc identycznego paradoksu jak obecnie? Władza z zasady antyreligijna i antykościelna wspierała organizacje religijne i kościelne. I znów, jak w przypadku Agory i TVN-u, w rzeczywistości paradoks nie występuje. To normalna gra "operacyjna", polegająca na osłabianiu kościoła i wyrywaniu wiernych, przy pomocy piątej kolumny.
Gdy postępowość i otwartość dojdzie już do takiego punktu, jak na Zachodzie tj. gdy kościoły, z uwagi na zrelatywizowanie zasad wiary, opustoszeją zupełnie, wówczas "księża patrioci" staną się niepotrzebni i odpłyną na Arce Noego w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.