Zwycięzca bierze wszystko - w Senacie
Donald Tusk uzasadniając dlaczego PO nie będzie głosować za kandydaturą Zbigniewa Romaszewskiego powiedział, że chciałby, aby Bogdan Borusewicz miał "komfort pracy z ludźmi, którzy chcą godzić, a nie dzielić" (cytat z Onet.pl). Idąc dalej według tej logiki najlepiej byłoby pozbawić mandatów 39 senatorów PiS i Włodzimierza Cimoszewicza. Przecież komfort pracy senatorów PO, którzy i tak mają bezwzględną większość w Senacie, byłby znacznie większy, gdyby nie naprzykrzali im się swym widokiem senatorowie opozycji.
Oto ujawnia się sposób, za pomocą którego PO przeciwstawi sie PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego dzieliła naród doprowadzając do sporów. PO narodu nie będzie dzielić, ponieważ nie będzie sporów - opozycja nie zostanie dopuszczona do głosu.
To przesada - ktoś powie. Czy rzeczywiście? Ktoś inny napisze, że PiS robiło tak samo (przypomniał Krzysztof Leski dziś o prześladowaniu senatora Niesiołowskiego w poprzedniej kadencji). Ale PO mówiła, że będzie lepiej. W dodatku podobnym działaniom PiS towarzyszyły gromy oburzenia na zawłaszczanie państwa, zamach na demokrację itp. Teraz - Lech Wałęsa zachęca Platformę do jeszcze radykalniejszych kroków - ministrowie rządu Jarosława Kaczyńskiego w kajdany. Cztery lata to za mało! (Rzeczpospolita z 5 listopada).
Wracając zaś do porównania z 2005 rokiem - Senat obsadził na początku marszałka i trzech wice. Marszałek i jeden z wicemarszałków dostali się do izby wyższej jako senatorowie niezależni (Borusewicz i Płażyński). Dwóch - z rekomendacji PiS (Legutko i Putra). Dziś - mamy marszałka i dwóch wicemarszałków - wszyscy troje startowali z list PO (Borusewicz, Ziółkowski i Bochenek). Mimo, że cenię całą trójkę - podobnie jak ceniłem poprzednie prezydium, mam jednak nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy, a nie gotowy scenariusz, według którego PO będzie "odzyskiwać" państwo.
